dotykanie-slonia, Książki psychologiczne , socjologiczne , teozoficzne etc, miller katarzyna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
filmowa psychoterapia
używana metoda, bardzo uzdrawiająca. Zalecany jej
koniec jest właśnie taki: pisz to, co czujesz, bez żad-
nej cenzury, żeby wypuścić wszystko, co cię gryzie,
a potem to spal. To, że Alex uśmiecha się na końcu,
może świadczyć o jakimś rodzaju uwolnienia i ulgi.
No i te deskorolki... Tak jakby te dzieci, tam, gdzie nie
ma miejsca dla nich, gdzie dorośli na nich nie czekają,
znalazły dla siebie przestrzeń ekspresji w ciele. Mając
temperament typu psychokinetycznego, wyrażają się
w ruchu, w tych niezwykłych akrobacjach. Wiesz
z czym mi się to kojarzy? Z kiwaniem się dzieci,
z chorobą sierocą. One w ten sposób doznają stymu-
lacji. Te nastolatki też się stymulują, przekraczają
kolejne progi lęku, wjeżdżając na poręcze, pokonując
jakieś przeszkody.
Ja w tym z kolei dostrzegłam chęć oderwania się
od ziemi. Coś w rodzaju lotu. Energię tych lotów
podkreśla, jak zwykle u Van Santa, świetnie do-
brana muzyka.
Kiedy deskorolkarze wirują po ekranie, w obraz
wstępuje życie.
Van Sant obserwuje nastolatków, ich mękę dora-
stania, czyli przygląda się człowiekowi w bodaj
najtrudniejszym okresie życia – wychodzenia
z dzieciństwa i wkraczania w dorosłość. Robił to
samo w „Słoniu”. Tamta historia, jak pamiętamy,
skończyła się szkolną masakrą.
O tyle się z tobą zgadzam, że jest to najcięższy okres
w życiu człowieka, bo wtedy zaczynamy sobie ten
ból uświadamiać. Jednak najtrudniejszy moment
jest wcześniej, tylko my o tym nie wiemy. Człowiek
w 11., 12. roku życia zaczyna się wyraźnie wyod-
rębniać ze świata i odczuwać koszmarny ból swojej
tożsamości, tego, że nie wie kim jest, że wszyscy od
niego żądają, żeby kimś był, a jednocześnie nikt mu
w tym nie pomaga. Popełnia się wtedy wiele błędów
i na ogół nie ma dla tych błędów zrozumienia ze
strony otoczenia. Alex ma wokół siebie pustkę.
Możemy się domyślać, że w niej dorastał.
W „Słoniu” Van Sant w podobnie beznamiętny spo-
sób pokazywał szkołę, bez osądzania, bez wskazy-
wania wyraźnych dowodów oskarżenia, łatwego
uzasadnienia koszmarnego wydarzenia, kiedy
dwóch uczniów kupuje przez internet broń, pozba-
wia nią życia kilkunastu kolegów i nauczycieli,
a następnie popełnia samobójstwo. W tej szkole
nie czuje się żadnej presji, my z naszej polskiej per-
spektywy w ogóle nie rozumiemy, jakie tam panują
zasady. Tak jakby nikt na tych uczniów nie zwracał
uwagi. Dominuje życzliwa obojętność.
Kiedy nie ma żadnych zakazów, dzieci dowiadują
się od dorosłych, że ich nic nie obchodzą. To jest
dla dorosłych najtrudniejsze zadanie: dać zainte-
resowanie, ale i wyznaczyć granice, które nie są
zniewoleniem. Bo dzieci muszą mieć poczucie, że
są ważne, że się zauważa, co robią. Jeśli nikogo nie
obchodzą, to hulaj dusza, piekła nie ma, nie ma
nieba... Co my mamy ze sobą zrobić?
No, na przykład możemy sobie kupić przez Inter-
net karabiny i się nimi zabawić. Chłopcy z dość
DOTYKANIE
SŁONIA
NASTOLETNI ALEX Z „PARANOID PARK” PRZYPADKOWO ZABIJA
CZŁOWIEKA. NIE MA Z KIM PODZIELIĆ SIĘ TYM STRASZNYM
PRZEŻYCIEM. DLACZEGO GUS VAN SANT UPORCZYWIE
PRZYGLĄDA SIĘ CZŁOWIEKOWI W OKRESIE DORASTANIA,
ZASTANAWIAJĄ SIĘ
Katarzyna Miller i
Manana Chyb
Wbrew temu, co się kojarzy z profesjonalizmem
u terapeutów.
Niby nieprofesjonalny, ale dlatego skuteczny. On się
nie posługuje procedurą, tylko jest sobą w kontak-
tach z pacjentem, szczerym, głębokim człowiekiem.
Terapeuta otwiera się przed chłopakiem i dzięki
temu chłopak otwiera się na świat, może zaznać
bliskości z dziewczyną.
Z perspektywy ilmów, które zaczął robić po swoim
okresie hollywoodzkim, widać, czego Van Santowi
nie starczało w takim kinie, obowiązkowo zwień-
czonym przesłaniem – choćby najsłuszniejszym
i najszlachetniejszym. W „Gerrym”, „Słoniu” czy
ostatnim „Paranoid Park” nie da się znaleźć jednej
wykładni dla świata. Na początku swojej twórczości
reżyser pokazywał losy życiowych połamańców.
W „Moim własnym Idaho” dwóch przyjaciół parało
się prostytucją z zupełnie różnych powodów. Jeden,
bo miał złamane życie, jako niekochane, odrzucone
przez matkę dziecko, drugi, żeby zrobić na złość tacie
– burmistrzowi. Ale zarówno w ich przypadku, jak
w przypadku innych bohaterów Van Santa, także
Aleksa z „Paranoid Park”, zawsze odczuwalny jest
przeszywający ból życia.
Niezawiniony, dany nam od urodzenia. W „Para-
noid Park” temu chłopakowi doskwiera totalna
samotność. Z rozwodzącymi się rodzicami prawie
nie rozmawia, z dziewczyną, która chce się z nim
przespać, nie łączy go bliskość ani żadna nić poro-
zumienia. Mimo że nie zaznał najprawdopodobniej
w domu czynnej krzywdy, ma twarz człowieka,
którego interesuje tylko przetrwanie.
Cała opowieść jest jego wyznaniem. Pisze je do sie-
bie samego, by na końcu kartki pamiętnika spalić.
Nie decyduje się tego wysłać...
Ważne jest, że w ogóle pisze. A pisze, bo usłyszał, że
trzeba pisać „do kogoś”. W terapii jest to znana, często
M.CH.: Zrobił kolejny świetny ilm, jeden z najlep-
szych w swojej karierze; być może będzie gościć
w Polsce w sierpniu na festiwalu w Kazimierzu,
gdzie organizowana jest retrospektywa jego twór-
czości. To dobra okazja, żeby porozmawiać o Gusie
Van Sancie. Należy on do reżyserów, którzy mają
swoich wyznawców wśród kinomanów na całym
świecie. Wywodzi się z kina niezależnego, potem
miał romans z Hollywood, ale się z niego wycofał.
Powrócił do tego, co go interesuje najbardziej: kina
własnych poszukiwań artystycznych.
K.M.: Ale i w hollywoodzkich ilmach można do-
strzec wartość, choćby w moim ulubionym „Buntow-
niku z wyboru”. Najcenniejsze tam jest wskazanie
na niekonwencjonalność jako najlepsze rozwiązanie
przy wyborze sposobu życia. Zdolności twórcze,
mówi Van Sant, są naznaczone niestereotypowością.
Uwielbiam też postać terapeuty w tym ilmie. Gra
go Robin Williams: obraża się na swojego klienta,
wścieka się, gada z nim jak z partnerem, dopuszcza
do bliskości.
„Paranoid Park”: samotny
nastolatek z deskorolką (2007)
98
poradnik psychologiczny
sierpień/wrzesień 2008
99
filmowa psychoterapia
normalnych rodzin, normalnej szkoły zaczynają się
fascynować nazizmem, przekształcają się w morder-
ców. W „Paranoid Park” Alex staje się przypadko-
wym mordercą – doświadcza strasznego przeżycia,
którym nie ma się z kim podzielić.
On ma małe zasoby wewnętrznej komunikacji, bo
ma znikomą komunikację rodzinną, dlatego tak
wewnętrznie człowiekiem, ponieważ to wszystko
opisał, przetrawił. Nie znaczy to oczywiście, że
trzeba kogoś zabić, żeby się wzbogacić. Ale otarcie
się o tragedię umożliwia przemianę. Ten okruch
radości, widoczny na jego twarzy pod koniec, może
świadczyć o tym, że chłopak zaczął dorastać. Można
powiedzieć, że dobre kino zawsze jest o dorastaniu.
Śmierć, porzucenie, strata, wielka miłość stawiają
nas wobec czegoś, co nas przerasta i co sprawia, że
już nie możemy być tacy jak przedtem.
Nieprzypadkowo Van Sant zajmuje się młodymi ludź-
mi. W jego kinie mamy do czynienia ze światem, któ-
ry jest nieprzenikniony. Jego najbardziej tajemniczy
ilm – „Gerry” – opowiada o dwóch przyjaciołach,
którzy jadą na wycieczkę na szlak przez pustkowie,
gubią drogę i przez kilka dni tułają się bez jedze-
nia i wody. Przepiękne, trochę księżycowe pejzaże,
chmury przepływające nad nimi, doskonała obojęt-
ność natury wobec zagubionego w jej przestrzeniach
człowieczka. To jest typowy dla Van Santa sposób
pokazywania świata: nieprzeniknionego, nieodgad-
nionego. I naszego obijania się o ten obojętny świat.
Chmury przepływające nad szkołą w „Słoniu” są
pokazane w taki sam sposób. W okresie dorastania
z największą mocą uświadamiamy sobie obcość świa-
ta, naszą wobec świata oddzielność. Borykamy się
wtedy z niezrozumieniem, czym ten świat jest.
Musimy z tym pozostać, nie może być tego zrozumie-
nia. Później dopiero zdajemy sobie sprawę z tego, że
w nim może być nie tylko cierpienie, ale i ulga.
Tego jednak u Van Santa nie ma. Dla niego właśnie
dorastanie jest modelowym przedstawieniem sytuacji
egzystencjalnej człowieka. Jeśli przypomnimy sobie,
jakie jest uzasadnienie tytułu ilmu „Słoń”, łatwiej
będzie nam uchwycić istotę poszukiwań reżysera.
Tytuł ten zainspirowała indyjska przypowieść o ślep-
cach, którzy podeszli do słonia i dotknęli różnych jego
części. Jeden wziął ogon za sznurek, drugi – ucho
za wachlarz, trzeci – kieł za włócznię. Podobnie jest
z nami, kiedy chcemy zrozumieć świat: nie wiemy,
z jakim zwierzęciem mamy do czynienia.
Tego słonia dotykamy tylko w jednym miejscu
– sobą samym.
W okresie dorastania z największą mocą
uświadamiamy sobie obcość świata, naszą
wobec niego oddzielność. Van Sant pokazuje,
jak się obijamy o ten obojętny świat
męczy się sam z tym, co mu się przytraiło. Te dwa
spotkania z ojcem i z matką są takie, że właściwie
mogliby się w ogóle nie spotkać. Ani się nie dotykają,
ani na siebie nie patrzą…
Porozumiewają się głównie monosylabami. Matka
go pyta, gdzie był, on nie chce mówić, to ona już nie
naciska. Wycofuje się. Van Sant pokazuje klimat,
który wszystkich dotyka...
Nazwałabym to bez-radnością. Dwa rozdzielne sło-
wa. Człowiek sobie nie radzi. Nie radzi sobie ze sobą,
z partnerem, z dzieckiem. To są wszystko tylko po-
zornie dorośli ludzie. Ten nastolatek przeżył już coś,
co nim wstrząsnęło. Jest szansa, że będzie bogatszym
„Gerry”, najbardziej tajemniczy
film Gusa Van Santa (2002)
l
100
poradnik psychologiczny
sierpień/wrzesień 2008
[ Pobierz całość w formacie PDF ]